Wspomnienia wujka Czesia

 

 

„ Wspomnienia dawnych lat"

Może bym nie wspominał, gdybym miał serce z kamienia.

Ale nie do wiary jak przez jedno życie tyle się pozmienia.

Gdy pomyślę o Czaczu, gdzie dom nasz rodzinny.

Jak byliśmy dziećmi Czacz był całkiem inny.

Pamiętacie? Przy górce przed mostkiem na dole.

rosły dwie wielkie pochyłe topole.

Dziś mostku ani śladu i górka jakaś mała,

a przecież nam się dawniej wielka wydawała.

A pamiętacie górkę zimą? jak wesoło było?

Dzieci się z całej wioski zeszły, że aż się roiło.

Jak to żeśmy pędzili z górki rozbawieni

wprost do gościńca, do otwartej sieni.

A niebieskimi sankami, przygody zwyczajni,

kierowali na szosę do połowy stajni.

A chłopcy z całej wioski z sankami lecieli

"Na Kajakową Górkę" z daleka krzyczeli.

Lecz myśmy im wcale łaskawi nie byli,

bo "Kajakową Górkę" bardzo kaleczyli.

Myśmy im kazali jeździć na poboczu,

bo jakimi sankami jeździli? 0 dygoczu.

Jak się pięknie jeździło na łyżwach po piekle,

tam gdzie żaby wiosną rechotały wściekle.

Tam podobno przed laty młyn wodny miał stukać,

ale trudno się dzisiaj śladów już doszukać.

A na dużym stawie przy naszym kościele,

także jeździliśmy w codzień i w niedzielę.

Robiliśmy ścieżki, gdy było dużo śniegu

dla lepszej zabawy i większego biegu.

A staw tam był duży i głęboki,

tam konie przy brzegu wpadały pod boki

i gdzie była dla nas tak piękna ślizgawka,

została tylko dzisiaj niewielka sadzawka.

Przypomina się lato, w Samnicy kąpanie.

Ach jakie to prawdziwe było używanie.

Pamiętacie kąpielnię? Murowane? Jak żeśmy szaleli?

A jeszcze jak przy mostku nam śluzę zamknęli.

Ten kto tam nie był, ten nie ma pojęcia.

Wspominam sobie często i oglądam zdjęcia.

A ile radości jak się szczupaka na szlingę złapało

i czasem się go w rowku na łące spotkało,

a nieraz na słoneczku grzał się i w Ziminie.

Pamięć o rybołówstwie to w nas nie zaginie.

Tak, lato zawsze było piękne i kochane.

A pamiętacie ogród? te wczesne jabłuszka rumiane?

A rychło, te okrągłe i soczyste gruszki?

Słodziutkie, aż sok spływał na paluszki.

Teraz takich już nie ma na żadnym straganie

i takich na całym świecie już się nie dostanie.

Tylko wspominać można! -Jak to wszystko minie.

Minęły aprykozy i smaczne brzoskwinie,

co w małym ogrodzie rosły -i ten agrest duży.

Zginął przy bramie do ogrodu ten krzak dzikiej róży

co kwiaty miał drobne różowe, a na Boże Ciało

w ołtarz przy pałacu je się przypinało.

A pamiętacie w ogrodzie szare gruszki duże?

A pamiętacie wino co rosło na murze,

białe i czarne? A stół pod kasztanami?

Ile to zawsze gości jadło razem z nami!

Przyniosło się po obiedzie dzban wody od Giery

-co to była za woda! Jeśli mam być szczery,

to muszę powiedzieć, że na całym świecie

ledwie tylko kilka takich źródeł odnajdziecie.

Pamiętacie? Na Giery polu wielka lipa stała.

Potężna była, zdrowa, lecz nie ocalała.

także szklanówki przy płocie, -obora, piec do chleba,

a dla przypomnienia dodać jeszcze trzeba

że czasem, gdy karuzela do Czacza zjechała,

właśnie się przy tym płocie zawsze ustawiała,

a kiedy się na górze pięć razy pchało,

to się za to, za darmo jeden raz jechało.

I muzyka była bo katryna grała

i przed gościniec cała wioska się zleciała.

W ogóle przy oberży zawsze coś się działo.

Ile cygańskich wozów nieraz się zjechało

a ile rzeźnickich wozów przed Gierą nieraz stało,

jak świnie kwiczały, jak bydło ryczało,

bo rzeźnicy o domu całkiem zapomnieli

i przy wódce, przy kartach beztrosko szaleli.

Teraz wszystko inaczej, tam gdzie lipa stała,

przebiega nowa szosa. Stara też została.

Obydwa parki zmienione. W dolnym Dom Straży,  (w nim trzy klasy szkoły),

Górny park też przedstawia widok niewesoły.

W górnym parku, gdzie rosły poziomki, tarnina,

parking jest dla podróżnych, to miejsce szosa przecina,

A pamiętamy dobrze, jak kiedyś tu było,

ganki wyczyszczone, lilie posadzone, teraz nie jest miło.

A pałac też teraz jakś szary, opuszczony

-a jak kiedyś pięknie było na froncie i z zajazdu strony.

Na froncie topole tak w górę się wzbiły,

że w lecie, od drogi pałac zasłoniły.

A gdzie źrebce? Cugowa stajnia? Gdzie karety?

Wszystko to bezpowrotnie minęło, niestety.

A czy ktoś pamięta te dawniejsze czasy,

jak na naszym podwórzu grzały się kiełbasy?

Dla wszystkich poganiaczy. To były polowania.

 To były trofea, -ile jeleni i ile to dzików,

ile tysięcy zajęcy, po prostu bez liku,

potem je na drążkach wieszano na wozy lub sanie

i wieźli na wagony na dworzec w Kościanie.

To nasze podwórze było kiedyś duże, teraz je szopki zmniejszyły -zmalało,

ale w naszej pamięci dużym pozostało.

Lecz nasze schody niewiele zmienione, tylko jakby niższe, czy trochę zwężone.

I wiele na tych kamiennch schodach, pamiątkowych

zdjęć mamy, przez ojca robionych i tych wszystkich nowych.

Przypomnę coś jeszcze, co było, -a nie ma, -stare dzieje.

Gdy sadowi odjechali szliśmy na czereśniową aleję.

To był prawdziwy strzymbel, bo dużo owocu zostało

nawet do koszyków od pyrek się zbierało.

Ptaszków nie obrywali, -nie chodzi o ptaszka co śpiewa,

to były drobnych czereśni dwa największe drzewa,

czarnych, dojrzałych, rwało się garściami,

a jakie były  -słodkie, smaczne, jadło się z pestkami.

Szklanówki i inne czereśnie też nieraz zostały.

Ile dzieci uciechy na tym strzymblu miały.

Aleja do jałowców ciągnęła,  pod samą stodołę

chyba z trzy kilometry,  a dziś pola gołe.

A jak te pola kiedyś parowe pługi orały.

Cygler im wodę dowoził, a one do siebie gwizdały.

A gdzie się podziały parówki? Nie te co do jedzenia,

lokomobile na kołach, co były do młócenia,

co przy spichrzu w zamkniętych lorkach pyrki parowały.

Już chyba do dzisiaj pewnie nie dotrwały.

A wieniec pamiętacie? To były dożynki!

A jakie to pocieszne śpiewali piosenki:

"A tam za parkiem jest wielga woda,

a nasza jaśnie hrabina dyby jagoda

i że na śpikszu jest wiele grochu

i że włodorz podwórzowy strzylo bez prochu

że obiecał jaśnie hrabia dać wódki,

bośmy mieli podwieczorek za krótki

że obiecał jaśnie hrabia dać piwa,

bośmy ciynśko pracowali we żniwa."

A kto pamięta jarmarki śmigielskie?

Ile było luda, czasem sobie przypomnę co były za cuda.

Ilu jakubów z Łodzi, kupujących, gapiów i towaru.

Każdy kupiec swój zachwalał, ile krzyku, gwaru:

Tu ślifowane ćkło, lusterko pierwsze, drugie, trzecie,

a co to ślifowane?  Czy wy woły wiecie?

I nikt się nie obraża.  On już znowu gada:

nie idą lusterka, pójdzie czekolada.

I znów pierwsza i druga, trzecia, na dodatek czwarta, na ostatek, komu dać?

Już jedna dziewczyna pieniędzy szukać zaczyna,by brać 

wtem z boku kobieta jakaś okrzyk wyda:  "Nie kupuj u tego żyda! 

- To wafle nie czekolada!" I hałas się zrobił nielada,

a jakub rozgoryczony drze się na wszystkie strony

i policjanta szuka  -i głośno wykrzykuje:

"Zabierz pan tego ćmuka bo mi interes psuje!"

I dużo było śmiechu, wszędzie coś nowego

-różności, rozmaitości, uciechy dla każdego...

I ciastka się piekły  i kiełbasy grzały

-"Smak tylko pozostał, a czasy uleciały".

A liberołzę kto wspomni? Księginki?  Chwytanie ryb w kanale?

"Tylko muszę już kończyć pisanie, bo bym nie skończył wcale".

 Czesław Kajak               Polkowice,dnia 15.03.1982r.

Wiersza ciąg dalszy... 

Posłałem odpis Trudzie. No i miałem rację,

ona najchetniej w Czaczu, spędzała wakacje.

Na kasztan sobie weszła i książki czytała,

a na blaszanym dachu, to się opalała.

 Pamietam, raz płakała, tak skórę spaliła,

no, ale ta przygoda dobrze się skończyła.

Podzękowała mi Truda, za ten mój poemat,

więc do pisania dalej, znalazł mi się temat.

Przysłała mi kartkę. Że mało spisałem,

że o podwieczorkach nad wodą pewnie zapomniałem:

"Jak mama w niebieski dzban kawę szykowała,...

i duży kosz chleba, czasem szneki brała...

jak to smakowało!" Tak pisała Truda! -Wiemy!-

i wszystko jak najdłużej pamiętać pragniemy.

Ja też nie zapomniałem! Lecz chcąc spisać wszystko,

zebrało by się tego ogromne tomisko!

Bo jeszcze piaskownia! Tam też pięknie było,

czasem nie nad Samnicę, lecz tam się chodziło.

Jakie były wykopy, jaki tam był piasek?

I staw dosyć duży, przyciemniony lasek,

a na świeżym powietrzu, przy miłej zabawie,

gdy mama rozłożyła jedzenie na trawie,

to jadła rebiata, że aż się kurzyło

i w mgnieniu oka jedzenie zniknęło.

Apetyt, humor służył -to nie było sprawy.

Mama dawała pomysły, było dość zabawy,

lecz żeby wszystko spisać braknie cierpliwości

-musiałby być pamiętnik, od samej młodości

pisany przez każdego. -Te krótkie wspomnienia

spisałem ot tak, przy chwili natchnienia.

"To były inne czasy, -nie do porównania"

Może kiedy -znów przyjdzie mi chęć do pisania?...

Polkowice,dnia 20.08.1982r.